|
2008-10-03 Sprawa honoru - komentuje Czesław Blicharski z Tarnopola (obecnie Zabrza)
3.
Chciałbym zwrócić uwagę na termin „zabużanin”. Takich terminów zadomowionych obecnie w naszym kraju jest niestety więcej. Np.: „Polska międzywojenna”, „wojna obronna”, „zabużanin” i jeszcze kilka innych. Są one spadkiem po peerelowskiej „historiografii” i semantyce mającym na celu m.in. poniżenie wszystkiego, co było II Rzeczypospolitą.
Sowieckie „Polska międzywojenna” przywodzi na pamięć ludziom z mojego pokolenia niemieckie powersalskie propagandowe określenie II Rzplitej –„Saisonstaat” (sezonowe państwo). Dalej „wojna obronna” na zastąpienie wojny światowej rozpoczętej najazdem na Polskę 1 września 1939 r. (dla Sowietów rozpoczęta 22 czerwca 1941 r.); „repatriant” zamiast wysiedlony, wypędzony, ekspatriant; „zabużanin” - surogat kresowiaka, którego małą ojczyznę niemalże skutecznie wymazano z pamięci narodu.
Chciałbym zapytać historyka-aparatczyka, jak np. pasuje określenie „zabużanin” do mieszkańca Trok k/Wilna, czym on sobie zasłużył na „przeniesienie” znad Niemna nad Bug? Może „zaniemeńczyk” byłoby bliższe historycznej prawdy? To z kolei aż się prosi o „zaprypeńca”, czy „zahoryńca”.
Jeszcze w 1956 r. gorliwy aparatczyk nazwał wracających z Zachodu b. polskich żołnierzy – „reemigrantami”. W sumie to nie „zabużanie” trafili m. in. do Zabrza, ale po prostu KRESOWIACY. I na koniec – „radziecki” zamiast „sowiecki”.
2.
W Słowniku języka polskiego Doroszewskiego, Fredrowskie „nie uchodzi” przeszło w „nie wypada”, nie zmieniając wartości oceny moralnej. W dalszym ciągu oznaczało niewłaściwe zachowanie (że jest „nie stosowne”, „nie przystoi”, nie należy do dobrego tonu). Tak było jeszcze w 1968 r., by zniknąć z kart słownika w 2007 r.
Gdy z ust Wałęsy w eter wylatują w stronę bliźnich epitety: wariat, psychol, małpa z brzytwą, imbecyl itp., żaden z autorytetów moralnych (także kościelnych) nie staje w obronie Matki Boskiej Częstochowskiej - świadka z klapy modnej marynarki mędrca świata i nie woła „nie wypada”! Nasuwa się pytanie: czyżby plakietka stała się „gadżetem”?
1.
W sześć lat po odzyskaniu Niepodległości (w tym cztery lata od Cudu nad Wisłą) w I klasie szkoły powszechnej w kresowym Tarnopolu, uczył nas nauczyciel wiersza Władysława Bełzy, który kończył się zapytaniem: „...a w co wierzysz? W Polskę wierzę!” To wspomnienie owładnęło mną, gdy wejrzała na mnie z ekranu telewizora, twarz emerytowanego pułkownika LWP, wychodzącego z sali sądowej (gdzie odbywał się proces Jaruzelskiego) krzyczącego z wściekłością „ja walczyłem za Polskę”. W jaką Polskę on wierzył? Nazywając Polską Republikę Ludową trwającą do 1989 r., mianem Polski.
Czesław Blicharski
|