L: H:

POLSKA LEGIONOWA POLSKA ODRODZONA POLSKA PODZIEMNA POLSKA ZNIEWOLONA POLSKA SOLIDARNA POLSKA WSPÓŁCZESNA
O FUNDACJI PROJEKTY FUNDACJI O SOWIŃCU
WSTECZ STRONA GŁÓWNA
Stulecie Czynu Niepodległościowego - drogi do Niepodległości 1863-1918 \ Szlakiem legionowym



SZLAKI LEGIONOWE W KRAKOWIE I MAŁOPOLSCE
==============
Andrzej Zaręba


W 2014 r. będziemy obchodzić setną rocznicę wybuchu I wojny światowej. Nie jestem numerologiem, ale termin „sto lat” w realiach życia ludzkiego oznacza, że wydarzenie przechodzi do dziedziny historycznej abstrakcji. Wydarzenia takie bywają traktowane z nabożną czcią. Są dobrym pretekstem do zbierania dzieci w szeregi i ustawiania kompanii honorowych w mundurach. Na tle takich abstrakcyjnych wydarzeń oficjalne drętwe mowy nabierają na chwilę kolorów, odbijając światło historycznej legendy. Ale wyobraźnia jest martwa. Życie ulatuje.
Sto lat oznacza, że okrutne prawa biologii zerwały ostatni most łączący przeszłość z teraźniejszością. Bohaterowie, zmęczeni własnym heroizmem i zwyczajnością, śpią już spokojnie okryci kirem ziemi jak ich koledzy, którzy zostali na szlakach bitew.
I wtedy jedynym środkiem przywracania życia pozostaje wyobraźnia. A nakarmić ją można tylko materią pamiątek i zabytków.
Rzeczy materialne i krajobrazy – jeśli tylko nie zostaną zniszczone przez nieświadomych swej tożsamości barbarzyńców – trwają jak wyspy przeszłości. Podróż przez te wyspy może przynieść plan trasy turystycznej zwanej bardzo umownie trasą legionową.
Temat Legionów jest często wykorzystywany przez współczesnych polityków. Zdumiewające jednak, że pośród tych niezliczonych deklaracji uwielbienia dla Józefa Piłsudskiego i idei legionowej nie doczekaliśmy się ani żadnego poważnego muzeum poświęconego Legionom, ani upamiętniającego je szlaku turystycznego.
Historia ruchów strzeleckich w Krakowie i Galicji zaczyna się w 1908 r. Po nieudanej rewolucji w Królestwie do Krakowa przybyła grupa aktywistów PPS, a wraz z nimi Józef Piłsudski. Obok lewicowego ruchu niepodległościowego tworzyły się na zasadzie szlachetnej rywalizacji organizacje strzeleckie podkreślające swój chrześcijański rodowód. Powstał ruch skautowski, „Sokół” tworzył również oddziały strzeleckie. Na wsiach młodzież chłopska przystępowała do Drużyn Bartoszowych.
Specyficzny, ściśle ideowy charakter ruchów strzeleckich spowodował, że dziś ślady materialne łączące się z przygotowaniami do wybuchu powstania narodowego są nieliczne. Trasy turystyczne związane z wydarzeniami wojennymi oferują zainteresowanym najczęściej wiele historycznych miejsc oraz bogate zbiory muzealne. Ruch strzelecki opierał się na oddolnych inicjatywach społecznych i był w rzeczywistości obywatelskim pospolitym ruszeniem. Przez sześć lat przed wybuchem wojny (w czasie kryzysu bośniackiego nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, jak prędko przyjdzie wcielić w życie przysięgę strzelecką) nie zdołano w zasadzie wypracować żadnej trwałej tradycji wojskowej. Jak większość dotychczasowych powstań narodowych, także i to – choć przecież od początku powiązane wojskowo z monarchią habsburską – opierało się na systemie improwizacji. Starano się, co prawda, manifestować publicznie tożsamość strzelców i z tego powodu opracowano mundury i znaki legionowe. Liczba chętnych i czynnych uczestników szkoleń była jednak stosunkowo niewielka, dlatego mundury nie wyróżniały się żadną ekstrawagancją. Wyjątkiem były uniformy kawalerii legionowej, ale te pojawiły się dopiero po wybuchu wojny. Odzienie i wyposażenie organizowano we własnym zakresie. Najczęściej wzorowano się na modelach austro-węgierskich.
Dla muzealnika brak regulaminu, zgodnie z którym wyposażano by wojska, nastręcza znacznych trudności przy tworzeniu ekspozycji. Być może brak jasnych wskazówek co do umundurowania powoduje, że znalezienie prawdziwego uniformu strzeleckiego z okresu poprzedzającego wybuch wojny jest po prostu prawie niemożliwe. Strzelec nie posiadał własnego systemu logistycznego produkującego mundury. Większość ochotników posiadała jedynie niektóre elementy zalecanego umundurowania. Ochotnikami byli zazwyczaj ludzie niezbyt zamożni, toteż zakup munduru, który podlegał szybkiemu zużyciu, był dla nich znacznym wydatkiem. Uniformy zamawiano u lokalnych krawców; zapewne każdy różnił się w szczegółach wykonania. Zatem nawet gdyby istniał jakiś kompletny mundur strzelecki, jest mało prawdopodobne, że bylibyśmy go w stanie rozpoznać. Nie znamy ówczesnej praktyki krawieckiej, a zakłady, które wówczas produkowały mundury, zmiotła z powierzchni ziemi II wojna światowa, komunizm i bezustanne zmiany ekonomiczne w kraju.
W zbiorach muzealnych zobaczyć możemy co prawda „mundury legionowe”, ale niestety lwia ich część to odzienie noszone na paradach i w garnizonach. Większość pochodzi z końcowego okresu istnienia Legionów (warto przypomnieć, że ruch legionowy zakończył swój krótki a burzliwy żywot w 1916 r.) albo wręcz z czasów, kiedy Legiony, a właściwie ich pozostałości, zastąpiono Korpusem Posiłkowym bądź Polnische Wehrmacht. W imię prawdy historycznej należy o tym fakcie pamiętać. Najbardziej bogatym w zbiory pochodzące z okresu I wojny światowej jest dział militariów mieszczący się w Nowym Gmachu Muzeum Narodowego przy alei 3 Maja. Znajduje się tam między innymi prawie kompletny mundur podporucznika 2 Pułku Ułanów legionowych. Jak na to wskazuje kolor sukna (Feldgrau), pochodzi on z końca I wojny światowej.
Obecnie nie tylko zauważamy brak materialnych śladów umundurowania – z wyjątkiem metalowych orłów czy niezwykle rzadkich odznak służby w Legionach – na próżno liczyć też możemy na porównywalne w armiach regularnych ślady placów ćwiczeń i koszar. Strzelcy byli amatorskim wojskiem „po godzinach”. Korzystali z urządzeń armii austriackiej albo z zaimprowizowanych placów i budynków.
Wydaje się, że właśnie dlatego ważna jest ochrona i upamiętnienie miejsc, w których strzelcy często bywali. W Krakowie – tu bowiem istniał liczny garnizon austriacki i jego obszerne zaplecze – takich punktów jest jeszcze sporo. Opisywanym wielokrotnie placem ćwiczeń były Błonia. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności podlegają one ochronie konserwatorskiej, a ponadto stały się ważnym elementem identyfikacji miasta i nie grozi im zabudowanie chaotycznym labiryntem banalnej architektury.
Znacznie mniej szczęścia miała dawna strzelnica garnizonowa mieszcząca się na Woli Justowskiej. Strzelnica ta – wielofunkcyjny obiekt z kilkoma galeriami i torami do strzelań długodystansowych – funkcjonowała do późnych lat 80. Jej związki z historią legionową były, rzecz jasna, starannie zacierane. Prawdziwa katastrofa nastąpiła w połowie lat 90. ubiegłego wieku, kiedy obszar strzelnicy stał się własnością prywatnego operatora. W tym czasie wzrosły ceny działek w Krakowie i rozpoczęły się parcelacje gruntów pod zabudowę. Nieszczęśliwe położenie tego obiektu w jednym z najbardziej atrakcyjnych miejsc w mieście skazało go na zagładę. Nikt przy tym w ówczesnych warunkach nie wskazał na znaczenie utrzymania obiektu z punktu widzenia tak tożsamości miejsca, jego legionowej przeszłości, jak i rozwoju strzelectwa w Polsce.
Na strzelnicy znajdował się unikatowy w skali całego regionu tor do strzelań karabinowych na dystansie 300 metrów. Parcelacje obiektu rozpoczęto od zabudowy w bliskim sąsiedztwie, co stworzyło precedens. Następnie strzelnica została zamknięta, ponieważ przestała spełniać normy bezpieczeństwa (z uwagi na zbyt bliską zabudowę mieszkalną, na co jednak przecież wydawano wcześniej zgodę, choć istotnie sąsiedztwo obiektu mogło stwarzać zagrożenie dla nowych lokatorów). Po uzgodnieniu likwidacji torów dla pewności natychmiast przekształcono dawną strzelnicę w „obiekt rekreacyjny”, stawiając na torze strzeleckim w pobliżu kulochwytu ogromnych rozmiarów dmuchaną halę, gdzie umieszczono kluby fitnessowe i do gry w palanta dla znudzonych przedstawicieli krakowskiego establishmentu. W ostatnim etapie zagłady historycznej strzelnicy wydano zgodę na zabudowę reszty torów. Pragnienie zniszczenia tego ważnego punktu na mapie legionowej tożsamości miasta było wielkie. Nie przeprowadzono żadnych badań archeologicznych na obiekcie przygotowanym do likwidacji, mimo że jego charakter skłaniać mógł do przypuszczenia, że badania takie wniosą sporo wiedzy do historii legionowej i militarnej Krakowa.
Kopiec Marszałka Piłsudskiego jest chyba najlepiej znanym obiektem związanym z historią Legionów. Jego budowę rozpoczęto w 1935 r. po śmierci Józefa Piłsudskiego. Kopiec tworzy oś wraz z sąsiednim kopcem Kościuszki. Oba powstały w obrębie dawnej austro-wegierskiej fortyfikacji – wokoło kopca Kościuszki zbudowano fort nr 3. Dziś fortyfikacja ta stanowi jeden z najcenniejszych zabytkowych obiektów, zaś kopiec Piłsudskiego został usypany w miejscu, gdzie znajdował się szaniec ziemny dla artylerii, powiązany zresztą w systemie kierowania ogniem z pozycją Fort Kościuszko.
Do kopca Marszałka Piłsudskiego dotrzeć można z centrum miasta na kilka sposobów. Gdy wybierzemy drogę nieco dłuższą, prowadzącą ulica Księcia Józefa, natrafimy na kolejny relikt legionowy. Kierując się w stronę klasztoru Kamedułów, skąd prowadzi szlak na kopiec Marszałka, dotrzemy do miejsca, gdzie ustanowiona została szkoła artylerii Legionów w Przegorzałach. Jak widać, o artylerzystach legionowych łatwo się zapomina. Bez nich jednak Legiony pozostałyby związkiem piechoty, swego rodzaju folklorem militarnym, jakiego nie brakowało w armii austro-wegierskiej. Powstanie artylerii ochotniczej przed wybuchem wojny było niemożliwe z przyczyn technicznych i finansowych. Związki artylerii powstały dzięki niespożytej energii kilku oficerów, z których jeden, porucznik Mieczysław Jełowicki (strona konfliktu z oficerami I Brygady), jest dziś postacią znaną jedynie wąskiemu gronu specjalistów. Przegorzały i ośrodek szkolenia artylerii bywają kojarzone z dowódcą późniejszego 1 Pułku Artylerii legionowej – Ottokarem Brzozą-Brzeziną, Czechem, byłym oficerem austro-węgierskiej artylerii polowej.

Rano (czwartek 10 IX 1914 roku) zostałem posłany do Przegorzał, dokąd udałem się konno. W koszarach zakwaterowana jest kawaleria i artyleria Legionów. Są to właściwie kadry, gdyż 3 szwadrony mają dotychczas 82 konie i niedużo więcej ułanów, zaś artyleria 12 koni. Dowódcą ułanów jest b. porucznik 13. p uł. austriackich Zbigniew Dunin-Wąsowicz, artylerii zaś por. rez. austr. Ottokar Brzezina. Dowódcą przyszłego pułku ułanów i organizatorem kawalerii jest płk z 4. p uł. austr. Józef Cyrus Sobolewski. Legioniści-kawalerzyści i artylerzyści przeważnie z inteligencji, inżynierowie, studenci politechniki itp.

Ośrodek szkolenia artylerzystów w Przegorzałach nie był jedynym miejscem, gdzie uczono sztuki kanonierskiej. Wcześniej pododdziały były skoszarowane w Łagiewnikach, zaś późniejszy dywizjon haubic legionowych otrzymał do dyspozycji fort Krowodrza. W jego miejscu dziś znajduje się park Wyspiańskiego. W obydwu miejscach na próżno by szukać jakiegokolwiek śladu upamiętnienia ośrodków szkolenia artylerzystów. O ile w okolicach parku Wyspiańskiego nie zachował się nawet ślad wału fortu, o tyle w Łagiewnikach napotkamy nieco reliktowej zabudowy z okresu I wojny światowej. Ślady te znikają jednak w zawrotnym tempie. Ciekawym miejscem wartym włączenia w obręb szlaku jest stary cmentarz szpitalny położony niedaleko sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Co prawda listy zmarłych nie są dostępne, a w spisie znaleźć można tylko adnotacje o żołnierzach austro-węgierskich, jednak w rzeczywistości w szpitalu leżeli i umierali także legioniści. Jak wspomniano, w Łagiewnikach nie wyodrębniono miejsc upamiętniających czyn legionowy. Bez wątpienia ów niewielki cmentarz mógłby stanowić element szlaku; warto roztoczyć nad nim opiekę oraz nad obecnymi tu reliktami architektury i drzewostanu jako miejscami pamięci narodowej.
Ważnym punktem na mapie pamiątek legionowych jest dworzec kolejowy w Płaszowie. To właśnie z tego dworca wyruszyła na wyprawę karpacką grupa legionowa gen. Trzasko-Durskiego, składająca się z utworzonych właśnie pułków 2 i 3 (Zieliński, Haller).
Fotografie peronu ówczesnej stacji płaszowskiej kojarzą się dziś z późniejszą II Brygadą.
Niedaleko dworca płaszowskiego, na cmentarzu podgórskim, najstarszej istniejącej nekropolii Krakowa, znajduje się mogiła legionowa, jedna z kilku w mieście. Niewielki obelisk został utrzymany w stylu austriackich pomników na mogiłach polowych (tego typu mogiła Nieznanego Żołnierza znajduje się przy drodze na Sandomierz, w Prusach, niedaleko Nowej Huty). Motywem charakterystycznym jest czapka wojskowa. W tym przypadku austriacką czapkę wojskową zastąpiła maciejówka.
W sąsiedztwie cmentarza podgórskiego mieści się stacja kolejowa Bonarka z pozostającym w stanie niemal nienaruszonym budynkiem stacyjnym i typową aleją kasztanową. Bonarka była miejscem postoju austriackiego pociągu pancernego, który zdobyto w 1918 r. Jego wagony i lokomotywa stały się rdzeniem składu pancernego znanego w historii jako PP „Śmiały”. W chwili przejmowania pociągu Legiony co prawda należały już do historii, ale przejecie władzy w Krakowie w 1918 r. było wynikiem działalności niepodległościowej, co podkreślał inspirator przewrotu, ówczesny komendant jednej z krakowskich kompanii asystencyjnych, porucznik Antoni Stawarz. Choć Stawarz sam nigdy legionistą nie był, ruch legionowy stanowił dla niego bezpośrednią inspirację do działania. Zwieńczeniem lat pracy konspiracyjnej ochotników ruchu strzeleckiego było przejecie komendy w mieście przez pułkownika Bolesława Roję, bohatera bitwy pod Mołotkowem, dowódcy legionowego 4 Pułku Piechoty.
Kolejnym miejscem pamięci jest pomnik żołnierzy ochotników w Bieżanowie. Pomniki takie były u nas traktowane jako zbiorcze miejsca pamięci, toteż także ten ma w cokół wmurowane tablice poświęcone ofiarom II wojny światowej.
Ścisły związek z dziejami Legionów łączy kamienicę przy ulicy Garncarskiej, w której mieszkał gen. Zygmunt Zieliński, w 1914 r. komendant 2 Pułku Piechoty Legionów; to właśnie z tym pułkiem odbył generał ciężką kampanię karpacką. Kolejno pełnił on funkcję dowódcy 2 Pułku Piechoty, II Brygady, a później przez czas krótki objął komendę nad Legionami.
Zieliński był zawodowym austriackim oficerem piechoty; dowodzenie 13 Pułkiem Piechoty „Krakowskich Dzieci” stanowiło przed wojną szczyt jego kariery. Spensjonowany przed 1914 r., wstąpił do służby po utworzeniu Legionów 16 sierpnia tego samego roku. Był on człowiekiem skromnym, niewdającym się w polityczne spory. Jako misję traktował przekształcenie niedoszkolonych, acz pełnych zapału ochotników w regularną armię, która mogłaby sprostać wyzwaniom nowoczesnej wojny. Energia, jaką Zieliński włożył w to przedsięwzięcie, sprawiła, że po rocznej kampanii w Karpatach II Brygada, bezlitośnie eksploatowana w tzw. drugorzędnym teatrze wojennym, nosiła przydomek „Żelaznej”. Człowiek ten był lubiany przez żołnierzy; odmiennie od praktyki austriackich wojskowych dzielił z wojskiem trudy kampanii, potrafił dotrzeć do serca szeregowych, pozostając dla nich autorytetem. Narażał się razem ze swoimi żołnierzami na pierwszej linii frontu.
Szczątki gen. Zygmunta Zielińskiego spoczęły na cmentarzu Rakowickim, tuż obok obelisku upamiętniającego krwawą szarżę pod Rokitną oraz pomnika 8 Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego.
Cmentarz Rakowicki jest pełen pamiątek legionowych. Nieopodal obelisku Szarży Rokitniańskiej, w sąsiedztwie pomnika Ofiar I Wojny Światowej, znajduje się aleja legionowa. Należy ona do części kwatery poległych z I wojny światowej. Leżą tu żołnierze armii austro-węgierskiej; wielu z nich walczyło w jednostkach o polskim charakterze, pobierających rekrutów z terenu Galicji. Szereg mogił kończy się niewielkim pomniczkiem legionistów i małym obeliskiem Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego.
Aleja poległych legionistów nie jest jedynym miejscem związanym z Legionami na tej starej nekropolii. Niedaleko kaplicy cmentarnej znajduje się grobowiec rodziny Gwiazdomorskich. Pochowano tam szczątki Kazimierza Gwiazdomorskiego, adiutanta 6 Pułku Piechoty, który zmarł na skutek powikłań po postrzale w czasie walk na Wołyniu w 1916 r. Jego śmierć była wstrząsem dla inteligenckich środowisk wspierających czyn legionowy, podobnie jak zaginięcie Stanisława Szarskiego, syna właścicieli Kamienicy Szarej, gdzie mieściły się biura strzeleckie w 1914 r. oraz tymczasowa noclegownia dla ochotników ruchu strzeleckiego. Kamienica Szara jest odnowiona, nie ma na niej śladu po dawnych właścicielach ani żadnej tablicy upamiętniającej ofiarność Szarskich, którzy stracili syna w szeregach Legionów w czasie I wojny światowej (III batalion 1 pp, w stopniu sierżanta). W wyniku remontu wewnątrz budynku dokonano tak dalekich ingerencji, że mimo pozostawienia starej kostki brukowej miejsce to całkowicie utraciło swój pierwotny charakter.
Legiony co prawda pozostały siłami wyłącznie lądowymi, jednak wiadomo że Komendant Piłsudski (zajmował mieszkanie przy ulicy Szlak 22, na budynku znajduje się dziś tablica pamiątkowa wmurowana w okresie międzywojennym) starał się zorganizować zalążek lotnictwa legionowego. Rzecz jasna wobec trudności zarządzania trzema brygadami i z powodu braku dostatecznego finansowania pomysł ten nie doczekał się realizacji. Jednak w czasie wojny kilku pilotów austro-wegierskich było członkami POW i przygotowywało się do objęcia służby w lotnictwie polskim po jej zakończeniu. Jednym z nich był Stanisław Łodzia Tomicki, „legionista w delegacji lotniczej” w kompanii myśliwskiej Flik 3J na froncie włoskim. Jego przełożonym był inny peowiak, Stefan Stec, wytrawny pilot myśliwski z trzema potwierdzonymi zestrzeleniami. Stanisław Tomicki, podporucznik rezerwy, zginął w starciu z brytyjskimi myśliwcami 31 sierpnia 1918 r. Rodzinny grobowiec stanowi bardzo ciekawą pamiątkę sztuki sepulkralnej schyłkowej secesji. W centralnym miejscu usytuowano medalion z podobizną pilota i znak, jakim ozdobił on swój samolot.
Podobnie rzecz się przedstawia z dwoma innymi obiektami w obrębie Rynku – Kamienicą Krzysztofory i Pałacem Spiskim. Pałac Spiski sąsiaduje z Krzysztoforami, gdzie zachowała się część ekspozycji poświęcona historii militarnej. Oba miejsca nie doczekały się jednak żadnej informacji, choćby skromnej tablicy przypominającej o tym, że znajdowały się tam miejsca koncentracji ochotników i prowizoryczne koszary.

Dnia 25 sierpnia 1914 roku zmówiłem się z kolegą biurowym Antonim Bieleckim, wyszliśmy sobie po godzinach biurowych niby na spacer, ale tym spacerem doszliśmy na Rynek Krakowski do Pałacu Spiskiego, gdzie znajdowało się biuro werbunkowe legionów [...] .

Przed wybuchem wojny oddziały ochotnicze uzależnione były, co oczywiste, od systemu zaopatrzenia armii austro-węgierskiej. Jak wynika z pamiętników, jednym z ważnych dla ruchu strzeleckiego miejsc były koszary 16 Pułku Landwery przy ulicy Siemiradzkiego. Budynek ten w świadomości pokolenia powojennego Krakowian ma złą sławę – mieściły się tam koszary MO, skąd wyjeżdżała część oddziałów ZOMO na pacyfikacje wystąpień społeczeństwa w czasie stanu wojennego.
Landwera jednak nie miała nic wspólnego z milicja komunistyczną, zaś arsenał broni strzeleckiej pułku „Kraków” był wypożyczany grupom ochotniczym, które maszerowały następnie na ćwiczenia strzeleckie w obiekcie na Woli Justowskiej.
Musztrę ćwiczyli strzelcy w nieodległym parku Krakowskim. Na kamienicach mieszczących się zarówno w otoczeniu parku, jak przy ulicy Siemiradzkiego można dostrzec charakterystyczne dla tamtego okresu detale zdobnicze. Rejon ten posiada wiele ważnych miejsc dla zachowania tożsamości legionowej. Szczęśliwie przez wiele lat nie zabudowywano tych terenów. Dziś tylko krok dzieli nas od unicestwienia zabytków upamiętniających Legiony. Kompleksy koszarowe i wytwórnia tytoniu przy ulicy Dolnych Młynów są obecnie opuszczone. Jest to ostatni moment, aby obejrzeć zachowane szczegóły secesyjnego wystroju, nienaruszone założenie urbanistyczne, detale architektury i po prostu wczuć się w atmosferę przeszłości. We wspomnianym kompleksie swoje biura utrzymywały Polskie Drużyny Strzeleckie, które po 6 sierpnia połączyły się z ochotnikami „Strzelca” Józefa Piłsudskiego i stworzyły razem tzw. Kompanię Kadrową.
Komenda Związku Strzeleckiego mieściła się przy ulicy Siemiradzkiego 27 (w pobliżu koszar Landwery). Kwaterunek ochotników po wypowiedzeniu wojny Serbii znajdował się obok Oleandrów w parku Jordana. Sztab „Strzelca” pod komendą Kazimierza Sosnkowskiego ulokowano u zbiegu ulic Dolnych Młynów i Rajskiej. Pomieszczenia dla Komitetu Obywatelskiego Polskiego Skarbu Narodowego wyodrębniono w budynku Towarzystwa Technicznego przy ulicy Straszewskiego 28. Sekcje skarbowa i żywnościowa mieściły się przy Wiślnej 10, odzieżowa przy ulicy Pędzichów 15, sekcja transportowa przy Straszewskiego 24, a opiekuńcza w Kamienicy Szarej.

Objechaliśmy (wraz z generałem Baczyńskim) kwatery w Oleandrach, Parku Jordana, Sokole, Krzysztoforach, Ogrodzie Strzeleckim, wszędzie brak jeszcze rygoru wojskowego, ale jest zapał.

Nieopodal skrzyżowania alei Trzech Wieszczów z ulicą Piłsudskiego znajduje się zabytkowa hala „Sokoła”. „Sokół” rywalizował przed wybuchem wojny z organizacjami strzeleckimi, szczególnie tymi o lewicowym charakterze wyodrębnionymi z szeregów dawnej PPS-Frakcji Rewolucyjnej. Na kanwie ruchu sokolego zorganizowano pokaźnych rozmiarów oddziały paramilitarne. Z uwagi na zamożność członków „Sokół” był uważany za najlepiej wyekwipowaną część ochotniczego ruch strzeleckiego. Z szeregów „Sokoła” właśnie wywodzili się kadrowcy późniejszej II Brygady – Józef Haller, Zygmunt Zieliński, Bolesław Roja. Bieg wypadków po wybuchu wojny spowodował, że sale „Sokoła” stały się punktem koncentracji dla kolejnych rzutów wojsk ochotniczych, większość z nich weszła w skład Legionów już pod szyldem II Brygady i została wysłana na front karpacki.
Budynek „Sokoła” powszechnie bywa łączony z Józefem Piłsudskim, ale w rzeczywistości miejsce to skupiało przez długi czas antagonistów „Strzelca”.
Przy ulicy Rakowieckiej po dziś dzień zachowało się wiele obiektów pamiętających czasy Legionów. Tu mieściły się koszary i punkty zaopatrzenia armii austriackiej. Obok munduru najważniejszym elementem wyekwipowania żołnierzy była broń.

Dopiero 27 września ziszczają się marzenia przeważnej części legionistów, którzy dotychczas, mimo wyraźnych zakazów dowództwa pułku, na własną rękę starali się zdobywać broń od rannych i nierannych żołnierzy austriackich, przejeżdżających przez Kraków.
Dnia 26 września zdają kompanie II, III i IV batalionu wszystkie karabiny systemu Wendla, oczyszczone i naoliwione, do zbrojowni, urządzonej przy II batalionie w gmachu Sokoła, a następnego dnia pobierają z austriackiego magazynu uzbrojenia przy ulicy Rakowickiej karabiny systemu Mannlicher-Schonauer M14 kaliber 6,5 mm w ilości po 1000 sztuk na batalion wraz z bagnetami i amunicją w ilości po 160 sztuk na karabin. W dwa dni później to jest 29 września pobiera karabiny tego samego typu wraz z bagnetami i amunicją pierwszy batalion.

Z Legionami jest też związany kościół św. św. Piotra i Pawła. Tu odprawiono uroczystą mszę z udziałem komendy garnizonu oraz twierdzy „Kraków” w dniu 4 września 1914 r. Podobna uroczystość odbyła się w Kielcach. To właśnie w czasie przysięgi na rynku kieleckim Włodzimierz Zagórski wplótł w słowa standardowej przysięgi wojskowej dla austriackiego pospolitego ruszenia zdanie o wierności Królowi Polskiemu Franciszkowi Józefowi I. Legioniści – wielu z nich Królewiaków – przyjęli to z entuzjazmem.
Z kościoła św. św. Piotra i Pawła pomaszerowano na Błonia, gdzie ochotnicy złożyli przysięgę austriacką i zostali wcieleni do oddziałów jako „pospolite ruszenie”. Znajomość tego faktu jest nikła, tymczasem to właśnie od tego momentu rozpoczyna się oficjalna historia Legionów Polskich.

Dziś ma się odbyć uroczyste zaprzysiężenie legionistów (piątek 4 IX 1914). Rano wstąpiłem do Komendy Legionów, gdzie nadeszło już pismo z AOK z Przemyśla o moim zamianowaniu i przeniesieniu do Legionów. Na godzinę 9-tą udałem się do kościoła garnizonowego św. Piotra i Pawła. Nabożeństwem rozpoczęła się uroczystość zaprzysiężenia legionów. Gen. Baczyński z kpt. Zagórskim przyjechali autem, obydwaj zasiedli w stallach, a ja obok nich. W drugich stallach posłowie, członkowie NKN z prezydium na czele, dr Leo, prezydent m. Krakowa, profesor Władysław Leopold Jaworski, Zdzisław Tarnowski. Msze odprawił ks. St. Żytkiewicz, kapelan Legionów. Do mszy służyli legioniści, dwóch z oddziałów strzelca, dwóch z oddziałów Sokoła. Całą nawę kościoła wypełniły oddziały legionowe pod dowództwem swoich oficerów. Na zakończenie odśpiewano chórem: Boże coś Polskę. Po nabożeństwie oddziały legionowe wymaszerowały przy dźwiękach orkiestry Stowarzyszenia Młodzieży Rękodzielniczej na Błonia. Maszerowały: I batalion w sile 980 umundurowanych legionistów pod komendą Januszajtisa, II batalion 800 legionistów pod komendą Fabrycego Kazimierza, III batalion Sokoli pod komendą Rucińskiego Szczęsnego 950 legionistów. IV batalion rekruci 760 legionistów. Razem maszerowało 3500 żołnierzy Legionów Polskich pod polską komendą przez ulice Krakowa. Na Błoniach ustawiły się szeregami tworząc front w stronę Kopca Kościuszki, na prawym skrzydle stały dwa bataliony zupełnie już umundurowane. Tłumy krakowian zapełniały Błonia i otoczyły wojska legionowe. Pogoda wspaniała dodaje świetności tej uroczystej chwili. Z władz wojskowych austriackich przybyli: komendant wojskowy Krakowa gen. Mattuschka, komendant twierdzy gen. Kuk, z dostojników cywilnych prócz tych, którzy byli w kościele, prezes sadu Hausner, prof. Zoll i inni […]. Po przemówieniach zakomenderowano „do przysięgi”, oddziały obnażyły głowy, a kpt. Zagórski odczytał rotę przysięgi wojska austriackiego po polsku, zaczynającą się słowami – W obliczu Boga Wszechmogącego, przysięgam że Jego Cesarskiej Mości naszemu Najjaśniejszemu Monarsze i Panu Franciszkowi Józefowi I z Bożej Łaski Cesarzowi Austriackiemu etc, etc.
Legioniści z prawą ręką wzniesioną do góry powtarzali słowa przysięgi. Po przysiędze oddziały uformowały się w kolumny i defilowały przed generalicją… Prowadził z dobytą szablą gen. Baczyński. […] Tłumy witały odmaszerowujące bataliony i obsypywały je kwiatami. Entuzjazm był ogólny, bo czyż to na sen nie wygląda: Kraków, Kopiec Kościuszki, Wawel, a na tym tle maszerujące szeregi wojska pod znakiem Orła Białego i pod polską komendą. Generał austriacki, ale Polak dowodzi defiladą, austriaccy generałowie salutują polskim oddziałom, mówcy otwarcie mówią o wojsku polskim i głoszą wobec władz i generałów austriackich: z wami przyszłość Narodu, z wami wolna Polska.

Trasy marszowe Legionów

Poza Krakowem istnieje kilka tras, które oparte są o szlaki marszowe strzelców z pierwszego okresu wojny.
Najbardziej znaną z nich jest droga biegnąca z Błoń krakowskich (Oleandry) ku Kielcom. Prowadzi ona poprzez rogatkę twierdzy w fortach Węgrzce oraz Srebrna Góra. Następnie zmierza do granicy pomiędzy imperium rosyjskim a Austro-Węgrami w Michałowicach. Na pamiątkę przekroczenia granicy zaborów 6 sierpnia 1914 r. w okresie międzywojennym wzniesiono tu pomnik. Do naszych czasów nie zachował się w okolicy krajobraz nawiązujący do tamtych wydarzeń. Dosłownie na naszych oczach powstają nowe budynki, usytuowane chaotycznie, w oderwaniu od tradycji. Kasztanową aleję prowadzącą z Krakowa do Michałowic zniszczyły szrotówek oraz solenie drogi w okresie zimowym. W tej chwili przy drodze pozostało już tylko kilka chorych drzew.
Trasą na Michałowice przemaszerowała jedynie Kompania Kadrowa. Z uwagi na ciasnotę gościńców i konieczność wykonania szybkiego marszu kolumny zostały skierowane różnymi drogami, kadrówka wędrowała drogą najkrótszą. Kolejne punkty trasy to: Słomniki, Książ Wielki i Miechów. W Miechowie wszystkie maszerujące na Kielce kolumny zostały skoncentrowane i podążały dalej razem.
W Słomnikach nie znajdziemy żadnej pamiątki po wyprawie kieleckiej ani po Legionach, mimo że miasto to było ważnym miejscem w pierwszych dniach kampanii. Rynek w miasteczku został doszczętnie oszpecony przez nieestetyczną betonową kostkę brukową oraz gigantyczny szalet miejski na środku skweru. Obok szaletu znajdujemy figurę Matki Boskiej, jedyny pomnik sięgający czasów założenia II RP. Inskrypcja wskazuje na to, że owa figura obok innych funkcji upamiętnia również uchwalenie konstytucji w 1921 r.
Domy wokoło rynku zostały w całości odnowione, pełno jest rozmaitych punktów sprzedaży jedzenia. Jedyny interesujący budynek na rynku znajduje się w stanie krytycznym, podparty stemplami.
Opuszczając rynek słomnicki, posuwamy się ku Miechowowi. Po drodze mijamy Książ Wielki – kolejne miasteczko, w którym maszerującym kolumnom rozdawano strawę. Był tam także punkt etapowy. Oczywiście Książ nie posiada żadnych obiektów oficjalnie upamiętniających Legiony, o muzeum czy izbie pamięci nie wspominając. Warto chronić resztki dawnego krajobrazu, który stanowi prawdziwą wartość. Wydaje się jednak wątpliwe, czy takie działania spotkają się ze zrozumieniem miejscowych gremiów decyzyjnych. Zabytki, jak wiadomo, przeszkadzają większości populacji.
Trasa kielecka jest znana z powodu corocznego marszu upamiętniającego wyprawę kadrówki. Lecz jeśli chodzi o atrakcyjność krajobrazową, inne szlaki wyprawy kieleckiej znacznie przewyższają drogę Kraków–Kielce.

Trasa beliniacka: Kraków-Kocmyrzów – Goszyce – Jędrzejów

Jest to de facto szlak, którym wyruszono o trzy dni wcześniej niż uczyniła to Kompania Kadrowa. Szlak ten prowadzi równoległą do drogi kieleckiej drogą boczną. Wiedzie przez Kocmyrzów, a następnie zakręca na północ. Ponieważ jest to trasa boczna, okolica ulegała mniejszej dewastacji. Znajduje się tu kilka punktów o szczególnej wartości, między innymi słynny dwór w Goszycach, własność rodziny Zofii Zawiszanki, kurierki organizacji niepodległościowych.
Obecnie w tej miejscowości zachowano do pewnego stopnia zabudowę tradycyjną, znajdują się tu także ruiny folwarku. Widoczny dwór murowany, nieopodal obiekt odrestaurowany z drewna. Mijamy aleję starodrzewu i groblę z aleją wierzb z pewnością pamiętających wizytę siódemki wywiadowców Beliny-Prażmowskiego. Grupa ta rankiem 4 sierpnia spożyła w towarzystwie Zofii Zawiszanki śniadanie we dworze. Następnie ruszono forsownym marszem ku północy. Dwór w Goszycach był ważnym elementem planu Beliny rozpoznania pogranicza rosyjskiego. Stanowił oparcie logistyczne i punkt orientacyjny. Krajobraz wokoło Goszyc przez lata nie zmienił swego charakteru. Tło wzgórz, zaoranych pól, łąk, szpalerów wierzb i rozsianych w przestrzeni niewielkich osad rolniczych jest żywym wspomnieniem po wyprawie kawalerii, odbytej na poły dorożką, na poły furmanką. Okoliczne boczne drogi zapraszają do zjechania z trasy. Przy odrobinie wyobraźni można zobaczyć scenę, kiedy Rosjanie ewakuowali pas przygraniczny, a po gościńcach buszowały patrole żandarmerii i podwody „beków” ubezpieczających trasę marszu na Kielce.
Beliniacy przekroczyli granicę na punkcie kontrolnym w Baranie o drugiej w nocy 3 sierpnia 1914 r. Zofia Zawiszanka sporządziła opis spotkania we dworze w Goszycach:

Zaraz nazajutrz miałam jechać do Krakowa wczesnym rannym pociągiem, celem zdania raportu. Kazałam się obudzić o 5 rano, toteż z głęboką niechęcią stwierdziłam, słysząc stukanie w drzwi, że jest dopiero 4 ½ […]. Ale stukanie powiło się i to mocniej – jakiś męski głos przemówił:
– To ja!
Z półsennego zamroczenia wytrzeźwiła mnie od razu świadomość, że jest to głos Bończy-Karwackiego […].
– Nas tu jest siedmiu w lesie, pierwszy oddział, czy możemy przyjść?
– Bończo, i wy się pytacie?
– ...i dostać śniadanie i 2 pary koni na dalszą drogę?
– Ależ człowieku, choćby wszystkie konie! Czekajcie chwilkę, tylko coś zarzucę na siebie!
[…] Bardzo prędko zjawił się oddziałek – 7 ludzi w ubraniach cywilnych – staszczyli z wózka olbrzymie jakieś toboły, w których były mundury, karabiny naboje, a jak się później dowiedziałam i ekrazyt. Jak dziwnie wyglądały te żołnierskie tornistry i bagnety, leżące całkiem jawnie na podłodze wielkiej sieni, w tym samy domu, gdzie od kilku lat taiła się troskliwie po skrytkach nielegalna „bibuła” […]. Nie pamiętam już z czyjej inicjatywy postawiłyśmy na balkonie pięterka jedną z obecnych niewiast, która miała rozglądać się po okolicy i uderzyć w trwogę w tam-tam gdyby ujrzała coś podejrzanego. […] Przy śniadaniu mogłyśmy się im bliżej przypatrzeć: jedynym drużyniakiem i znajomym był Bończa – reszta wszystko nowe twarze […]. Który z nich jest dowódcą? Jakoś w pierwszej chwili nikt z nas się nie zorientował. Dopiero gdy wspomniano coś o odprawie – przyszło mi na myśl że trzeba złożyć raport z wczorajszego wywiadu, bo wszak może on być cennym materiałem do tej wyprawy. Zwróciłam się do owego blondyna (Janusza Głuchowskiego): czy Wy jesteście komendantem?
– Ja? Ale to ten obywatel – wskazał głową – Belina!

Przy tej samej drodze znajduje się dwór Kleszczyńskich – Skrzeszowice.

Belina postanowił wracać do Krakowa, lecz nie wprost ze Słomnik szosą – mimo, że droga ta była najkrótsza i według wszelkiego prawdopodobieństwa wolna – ale tą samą drogą, którą przyjechał – poprzez Skrzeszowice-Goszyce. Motywem tej decyzji był zamiar zaopatrzenia się w konie i siodła we dworze w Skrzeszowicach i powrót do Krakowa, już jako oddziału kawaleryjskiego. Istotnie w Skrzeszowicach nie tylko zarekwirowano pięć koni z siodłami, ale w dodatku zwerbowano jednego z synów właściciela majątku Edwarda Kleszczyńskiego, studenta Akademii Rolniczej w Wiedniu, członka Drużyn Strzeleckich – późniejszego ułana Beliny ps. Dzik (nawiasem mówiąc, rekwizycja koni była pomyślana przez Belinę jako represja za awanturę, którą starszy syn właściciela majątku zrobił przejeżdżającemu w dniu wczorajszym patrolowi „skrótem” przez podwórze folwarczne. Po wyjaśnieniu załagodzono sprawę i zakończono spożyciem śniadania). Następnie patrol zatrzymał się na parę godzin w Goszycach. W tym czasie zrobiono znane zdjęcie siódemki. [...] Po obiedzie patrol wyruszył do Krakowa dokąd przybył - do Komendy Głównej Strzelca o godz. 4-ej po południu.

Dalsza droga, nie mniej malownicza, prowadzi na Książ Mały do Jędrzejowa. Zbaczając z trasy skrótem na Miechów, osiągniemy Racławice. Pole bitwy stanowi atrakcję turystyczną, choć – w Polsce należy to do standardu – nie posiada prawie żadnej oferty muzealnej, poza elementami związanymi bezpośrednio z bitwą w czasie powstania kościuszkowskiego. Dwór w Racławicach jest na razie opuszczony.
W Racławicach ważnym obiektem jest willa Walerego Sławka. To murowany dworek, obecnie dość mocno zaniedbany. Poza adnotacją urzędową, że budynek stanowił prezent od towarzyszy, po dawnym właścicielu nie pozostał żaden ślad. Wewnątrz dworku wciąż czytelne jest założenie projektowe. Niestety całość przedstawia obraz upadku i całkowitego braku szacunku dla historii.
Dalej trasa prowadzi ku Miechowowi, przecinając drogę kielecką. Przejazd tą trasą, choćby tylko rowerem, dać może wyobrażenie, jak trudne i niebezpieczne zadanie otrzymał Belina i jego podwładni.

Trasa marszu przez Krzeszowice

Trzon oddziałów podążających ku północy 6 sierpnia 1914 r. ruszył drogą w stronę Krzeszowic. Wśród nich był także Józef Piłsudski. Trasa ta jest do dziś dość dobrze oznaczona, prowadzi przez malownicze dolinki wśród skał i wzgórz ku Nawojowej Górze, następnie do Tenczynka. Przy skrzyżowaniu drogi z Nawojowej Góry z drogą Kraków–Krzeszowice znajduje się wzniesiony przed II wojną światową pomnik poświęcony Legionom. W ciągu ostatniego dwudziestolecia pomnik coraz bardziej przekształcał się w tło wystąpień politycznych miejscowych notabli. Dziś miejsce jest skwapliwie pokryte kostką betonową i z trudem tylko można dopatrzeć się elementów przedwojennego założenia. Niemniej poza dworkiem myśliwskim, którego brama ulega systematycznej dewastacji, trasa nie oferuje żadnych atrakcji związanych z Legionami czy I wojną światową.
Następnym punktem na trasie są Krzeszowice. Tam w 1914 r. koncentrowano i przegrupowywano oddziały nim przekroczyły granicę rosyjską. Przed wybuchem wojny Krzeszowice były miejscem, gdzie organizowano ćwiczenia i dokąd prowadziły ćwiczebne trasy marszowe. Na rynku krzeszowickim odbywały się przemarsze strzelców. Częstym miejscem postojowym oraz punktem ćwiczeń był klasztor w Czernej. Klasztor jest malowniczo położony pośród bukowego lasu, na wzgórzu, nieopodal Paczółtowic. W klasztorze znajduje się muzeum poświęcone działalności misyjnej zakonu i postaci ojca Rafała Kalinowskiego. Nie ma jednak śladu po Legionach, choć pewne precedensy istnieją. W izbie muzealnej wystawiono gablotę z bronią palną, jakiej używali bracia zajmujący się ochroną obiektu i polowaniami. Oprócz tego na klasztornym cmentarzyku pochowano kilku weteranów wojska polskiego.
Z klasztoru w Czernej drogą leśną idziemy do Paczółtowic. Tam można zobaczyć jeszcze nienaruszony fragment krajobrazu wiejskiego. Widać drewniany kościół, a nieopodal pomnik poświęcony Legionom, wzniesiony w latach 30. Upamiętnia on przemarsz kolumny głównej strzeleckiej 6-7 sierpnia 1914 r. Na cokole znajduje się lista nazwisk ochotników legionowych z okolic Krzeszowic. Pomnik został posadowiony blisko figury Chrystusa. Stanowi bardzo ciekawy przykład nawarstwiania się wątków religijnych i historycznych, tworzących tożsamość miejsca i podtrzymujących pamięć o minionych wydarzeniach. Podążając drogą w dół, dochodzimy do dawnej rosyjskiej granicy. To właśnie tutaj większość ochotników przeżyła chwilę wzruszeń, obalając podział kraju na część rosyjską i austriacką. W Racławicach (nie mylić z Racławicami kościuszkowskimi) znajdowała się komora celna rosyjska oraz koszary dla jednostki straży granicznej. W sierpniu 1914 r. została ona szybko ewakuowana. Po zabudowaniach rządowych dzisiaj nie pozostał żaden ślad. Natomiast w pobliskiej Zawadzie, która leży przy jednym z gościńców na trasie ku dolinie ojcowskiej (dokąd maszerowali ochotnicy), znajdują się wyjątkowej urody krajobrazy jurajskie. Ciągle niczym nienaruszone, niemalże bajkowe z samotnymi ostojami skał wapiennych, starymi sosnami i rozległymi łąkami.
Trasa marszowa przecina drogę olkuską, będącą w zasięgu ostrzału artylerii krakowskich fortów północnego rejonu, i wychodzi następnie prosto na drogę do Ojcowa, który był rosyjskim ośrodkiem wypoczynkowym na samej granicy. Strzelcy koncentrowali się do dalszego marszu w Ojcowie i Pieskowej Skale. Tam właśnie połączono kolumny zaopatrzeniowe i wydawano posiłki. Następnie oddziały maszerowały ku Skale. Miejsca te miały wielkie emocjonalne znaczenie dla ochotników; nie należy zapominać, że wyruszali oni nie tyle na I wojnę światową, co do wzniecenia powstania, które w ich mniemaniu było „lepiej przygotowanym powstaniem styczniowym”. Skała, Miechów, okoliczne lasy – to miejsca licznych walk oddziałów powstańczych z Rosjanami. Sposób myślenia o sobie jako o kontynuatorach powstania rzutował na działanie przyszłych legionistów.
W Skale odbywały się przegrupowania, a następnie forsowny marsz gościńcem w stronę Słomnik. W samym miasteczku znajduje się banalnie odnowiony rynek z figurą św. Floriana, po legionowej historii nie ma śladu. Na szczęście na pobliskim cmentarzu komunalnym cudem zachowały się dwie mogiły żołnierzy z I wojny światowej. Legioniści nie są tam wyróżnieni, ale to jedyne miejsce, jakie można łączyć z wspomnianymi wydarzeniami. Sam cmentarz stanowi przykład skandalicznej samowoli i parcelacji bez opamiętania. Działki zostały okrojone tak, że małe cmentarze z I wojny światowej są prawie zupełnie niewidoczne. Otoczenie jest bardzo nachalne i agresywne. Niestety, brak kultury estetycznej ostatnio wyróżnia lokalne społeczności.

Niezatarte wrażenie wywarło na mnie, podobnie zresztą i na innych żołnierzach pochodzących z Galicji, przekroczenie granicy rosyjskiej. Urodzony i wychowany w zaborze austriackim, nigdy przedtem nie przekraczałem granic Galicji. Rosja była dla mnie czymś niezwykłym, egzotycznym […]. Dlatego też moment przekraczania granicy rosyjskiej w dniu 9 sierpnia przez nasze oddziały strzeleckie nabrał znaczenia symbolu, pasował niejako przekraczający kordon na miarę powstańców 1830 i 1863 roku […]. Wzruszenie było ogromne. Coś ściskało człowieka za gardło, wielu płakało ze wzruszenia, wielu całowało ziemię.
Twarda rzeczywistość ściąga nas jednakowoż szybko na ziemię. Marsz drugiego dnia kończy się noclegiem w olkuskich Racławicach. Mój oddział kwateruje w budynku dawnej rosyjskiej straży granicznej […]. Następny marsz wypadł przez Ojców i Pieskową Skałę wieczorem przy świetle księżyca. […] W Skale przy pięknej słonecznej pogodzie przemawiał z balkonu pierwszego piętra kolega Ulrich i nasz kapelan ksiądz Kosma-Lenczowski, nawołując do wstępowania w nasze szeregi powstańcze – na razie bez odzewu ze strony miejscowej ludności.

Po drodze mijamy Skałę i Słomniki – dwa miejsce godne uwagi. Dwór w Minodze, koło Skały, otacza piękna kasztanowa aleja. Sam obiekt został sprzedany prywatnemu właścicielowi, jest obecnie zamknięty i nie posiada żadnych zbiorów muzealnych.
Znacznie ciekawszym miejscem są położone dalej Iwanowice. Centrum wsi ma ciągle czytelne założenia urbanistyczne, zachowały się elementy tradycyjnej zabudowy drewnianej. W starej karczmie znajduje się lokalne muzeum, niestety ciągle nieczynne.
Na dziedzińcu miejscowego kościoła parafialnego wznosi sie krzyż niepodległości. Z kościółka rozciąga się wspaniały widok na szpaler starych wierzb. Takie elementy krajobrazowe, będące tłem wydarzeń z 1914 r., stanowią dziś dziedzictwo narodowe, szczególnie że na trasach turystycznych brak jakiegokolwiek detalu czy obiektu o znaczeniu muzealnym w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Minąwszy Iwanowie, trasa dociera do Słomnik i tutaj, na głównym gościńcu kieleckim, łączy się ze szlakiem kadrówki.

Południowy szlak bojowy Legionów

Kolejnymi miejscami wartymi uwagi są trasy związane z kampaniami wojennymi z wczesnego okresu istnienia Legionów. W przypadku opisywanym tutaj szlak dotyczy wyłącznie późniejszej I Brygady (nazwa obowiązywała od 19 grudnia 1914 r.). Pułki 2 i 3 walczyły w Karpatach Wschodnich w związku taktycznym generała kawalerii Karla von Pflanzer-Baltina.
Po wyprawie kieleckiej i rajdzie na Dęblin w listopadzie 1914 r. legioniści dotarli do twierdzy krakowskiej, jednak długo tu nie zabawili. W obawie przed ewentualnymi represjami rosyjskimi po zajęciu miasta (Kraków przygotowywał się właśnie do oblężenia, zaś polskie społeczeństwo wykazywało swój tradycyjny „optymizm”, „hart ducha” i „wiarę we własne siły”, szykując się na rychły upadek twierdzy i prezentując przy tym iście sklepikarską przezorność) legioniści zostali w pośpiechu wysłani na południe, na Podhale, aby przegrupować się i odpocząć. Transport odbywał się trasą przez Suchą Beskidzką do Rabki. W tym miejscu należy wspomnieć o Mszanie Dolnej, mającej kolosalne znaczenie w epopei legionowej. Ten kurort położony kilka kilometrów od Rabki był świadkiem unicestwienia tzw. Legionu Wschodniego. Ochotnicy ze wschodnich prowincji galicyjskich dotarli na miejsce koncentracji we wrześniu 1914 r.
Nie posiadając wiarygodnych informacji na temat losów sił ochotniczych, ulegli rozprężeniu i w większości się rozeszli. Przyniosło to niepowetowaną stratę, ponieważ grupa wschodnia była bez porównania lepiej wyposażona i wyszkolona od zachodniej.
Józef Haller zdołał uratować dla idei legionowej około 800 ochotników. Stanowili oni następnie trzon 3 Pułku Piechoty Legionów, który niebawem został wysłany w Karpaty. Niestety w Mszanie nie ma śladów tego dramatycznego wydarzenia, niemniej zachowały się jeszcze resztki krajobrazu z czasów I wojny światowej. Zatem przy odrobinie wyobraźni z takiej wyprawy można wynieść nieco wiedzy. Przytaczamy opis wydarzenia, by dać podróżnikowi materiał do własnych poszukiwań śladów legionowych.

Coraz bardziej komplikuje się sprawa z Legionem Wschodnim, który ze Lwowa doszedł do Mszany Dolnej i tam obozuje. Legioniści tamci nie chcą podobno składać przysięgi austriackiej, sprawa jest w zawieszeniu […]. Chcący pozostać w Legionie mają w terminie 3 dniowym zameldować się w Komendzie Legionów i złożyć przepisaną przysięgę wojskową dla CK armii.

Nieopodal Mszany, w okolicach Niedźwiedzia (Poręba Wielka), znajduje się muzeum Władysława Orkana. Drewniana willa pisarza i poety, który był jednym z ojców duchowej tożsamości Legionów, to bodajże jedyna w okolicy placówka muzealna bezpośrednio z nimi związana. Muzeum nie posiada wielkich zbiorów, ale sama atmosfera domu wystarcza, by zbliżyć się do czasów niepodległościowego zrywu sprzed I wojny światowej. Muzeum istnieje dzięki ofiarności i poświęceniu miejscowej działaczki i społeczniczki. Dzięki jej energii udało się odzyskać przynajmniej oryginalne meble ogrodowe właściciela.
Ochotnicy koncentrowali się też w Bochni. Przed I wojną światową było to ważne miasto garnizonowe; w koszarach bocheńskich stacjonował miedzy innymi elitarny 2 Pułk Ułanów ks. Schwarzenberga. Wybuch wojny sprawił, że do Bochni przybył jeden ze zbiorczych batalionów legionowych pod komendą Kazimierza Fabrycego. Przyszli żołnierze, z których wielu było uciekinierami zza granicy zaboru rosyjskiego, przekraczali granicę nielegalnie (narażając się na zarzut szpiegostwa), by wstąpić do wojska polskiego, za jakie uważali Legiony Polskie. Oddziały stacjonowały w Bochni, prawdopodobnie w częściowo zachowanych barakach koszarowych (w dzisiejszym miejskim parku). Na rynku bocheńskim znajduje się muzeum im Fischera. Na fasadzie wmurowano tablicę poświęconą czynowi niepodległościowemu. W parku można dostrzec kilka pereł galicyjskiej architektury mieszczańskiej, tu także wznosi się obelisk poświęcony legionistom. Na pobliskim cmentarzu odnajdziemy mogiłę ofiar rabacji galicyjskiej oraz groby poległych w I wojnie światowej. Nie ma na nim co prawda mogił legionistów, ale spoczywa tu wielu żołnierzy austriackich polskiego pochodzenia.

Komendy miejscowe Związku Strzeleckiego gromadzą w Bochni swych ochotników z II powołania. Zorganizowanie kompanii, a następnie batalionu, jest powierzone oficerowi strzeleckiemu Sikorskiemu Franciszkowi. Jeden z pierwszych przybywa oddział Związku Strzeleckiego z Wiednia pod dowództwem obywatela Czumy. W kilka dni później inne oddziały strzeleckie z drugiego powołania przybywają do Bochni. Kompania podgórska obywatela Dziekanowskiego, zostaje również wcielona do batalionu bocheńskiego. […] Batalion w Bochni ma już w połowie września stan etatowy w pełni pokryty.

Żołnierze batalionu Fabrycego odbywali ćwiczenia w Nowym Wiśniczu. Zamek Lubomirskich może być zatem uważany za jeszcze jedno miejsce związane z Legionami. Wiśnicz jest poza tym miejscem wartym uwagi z powodu wielu zachowanych elementów tradycyjnej architektury.
Podobnie Lipnica Murowana – tam znajdują się zabytkowe średniowieczne założenie rynku i XVIII-wieczny cmentarz. Miejscowość była punktem etapowym Legionów w czasie marszu do bitwy pod Łowczówkiem.

Odpoczynek w Rabce zakończył się wysłaniem legionistów na pomoc walczącym Węgrom w operacji limanowsko-łapanowskiej. Sztab Piłsudskiego rozstawiono w Marcinkowicach, nieodległej od Limanowej wiosce. Krajobraz okoliczny zanika w oczach, zatem to chyba ostatnia chwila, żeby podziwiać tradycyjną architekturę, pamiętającą czasy Komendanta. W Pisarzowej obok kościółka parafialnego znajduje się obelisk poświecony czynowi legionowemu, mało znany i najczęściej omijany przez turystów. Trasa wiedzie wzdłuż rzeki Smolnik i stanowi alternatywną trasę do Nowego Sącza. Gościniec wzdłuż rzeki położony jest nieopodal linii kolejowej i w czasie wojny stanowił kręgosłup komunikacyjny, po którym poruszały się oddziały legionowe biorące udział w bitwie limanowskiej. Oś drogowa jest wyznaczona przez wioski Pisarzowa – Mordarka – Męcina – Chomranice – Marcinkowice. Wzdłuż tej drogi rozgrywały się dramatyczne wydarzenia grudnia 1914 r., miedzy innymi rajd rozpoznawczy dywizjonu Beliny na Nowy Sącz. Pamiątką po walkach jest cmentarz wojenny w Pisarzowej, gdzie znajdują się wspólne kwatery legionistów, żołnierzy armii austro-węgierskiej i rosyjskiej.
Nowy Sącz stanowi ważny element historii Legionów, a szczególnie I Brygady. Oddziały Józefa Piłsudskiego wkroczyły do miasta 18 grudnia 1914 r. Ludność była w stanie euforii. Pamiętnikarze z lubością wspominali pobyt wśród Lachów i Górali, mieszkańcy odnosili się do legionistów z serdecznością i entuzjazmem. Nowy Sącz 19 grudnia 1914 r. był świadkiem nadania oddziałom nazwy I Brygada. Na rynku odbywały się zgromadzenia i manifestacje patriotyczne. Kilka lat po wojnie upamiętniono Legiony osobnym obeliskiem cmentarnym wyodrębnionym z cmentarza wojskowego. Notabene kwatery na cmentarzu nowosądeckim z czasów I wojny światowej są jednym z najciekawszych założeń architektonicznych pośród nekropolii z tego okresu. Kwatery legionowe znajdują się nieopodal. Pochowano w nich żołnierzy legionowych poległych w różnych okresach I wojny światowej, często zmarłych z ran odniesionych w walkach. Pomnik jest utrzymany w monumentalnym stylu lat 30.
W Nowym Sączu wymęczona niedawnymi walkami o Limanową I Brygada Legionów otrzymała rozkaz natychmiastowej dyslokacji w rejon Tarnowa. Wykonano forsowny marsz wzdłuż Dunajca, zatrzymując się na postoju w Zakliczynie. Zakliczyn posiada dziś jedną tablicę upamiętniającą odzyskanie niepodległości. Jest to niewielkie miasteczko, które zachowało swój unikalny charakter i pokaźną liczbę domów o tradycyjnej architekturze. Na rynku w przeddzień wigilii Bożego Narodzenia 1914 r. zebrały się jednostki legionowe przed wyruszeniem w stronę Tarnowa ku Łowczówkowi. Śladów dawnego krajobrazu na terenie pobliskiego Zakliczyna jest sporo. Nie ma oczywiście żadnych izb muzealnych, które przechowywałyby pamiątki z okresu I wojny światowej.
W okolicy Łowczówka legioniści rozkwaterowali się w zabudowaniach Lichwina, szczególnie ważne miejsce zajmuje w tej historii stara żydowska karczma w Lichwinie, gdzie zatrzymał się sztab z Komendantem Piłsudskim.
Z bitwą pod Łowczówkiem łączy się sporych rozmiarów cmentarz wojenny, na którym znaleźć można wiele mogił legionistów. Okolice Łowczówka są jednak systematycznie zabudowywane przez deweloperów, dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że całość krajobrazu zniknie wkrótce z powierzchni ziemi.

Nakreślony powyżej szlak był wynikiem terenowej kwerendy autora wykonanej w jesiennych miesiącach 2010 r. Z pewnością nie wyczerpuje zagadnienia, stanowi pewną propozycję projektu turystyki legionowej.
Część materiałów była gromadzona przez wiele lat. Z tego powodu można dostrzec pewną prawidłowość, której podlegają tak pomniki, jak i krajobraz kulturowy szlaku legionowego. Szlaku nie sposób oddzielić od wydarzeń I wojny światowej. Dzieje się tak z tej przyczyny, że ruch strzelecki i Legiony były od pierwszego dnia wojny w ścisłym związku taktycznym i strategicznym z armią austro-węgierską.
Bataliony legionowe nie osiągnęły samodzielności z przyczyn logistycznych czy może z powodu niemożności wypracowania niezależności w zaopatrzeniu i zarządzaniu oddziałami wojskowymi. Stąd też podjąłem decyzję o połączeniu miejsc pamięci I wojny światowej z miejscami związanymi z Legionami – pod tym wszakże warunkiem, że legioniści brali udział w walkach na danym obszarze bądź wchodzili w skład jednostek operacyjnych lub też korzystali ze środków logistycznych armii austriackiej w danym terenie (stąd na przykład wzmianka o koszarach armii austriackiej). Taka metoda znajduje swoje potwierdzenie w źródłach. Według Osterreich-Ungarns Letzter Krieg jednostki legionowe wchodziły w skład jednostek operacyjnych armii austriackiej. Poza tym oddzielenie historii wojennej Legionów od dziejów I wojny światowej prowadzi do zatarcia prawdziwego znaczenia wydarzeń i nieporozumień co do podejmowanych przez dowódców legionowych decyzji. Współcześni pasjonaci historii legionowej często chwalą się wiedzą na temat personalnych sporów w łonie Legionów czy dokładną znajomością potyczek i bitew legionowych, ale jednocześnie nie wnikają w kwestie wyższych związków taktycznych i operacyjnych, którym podlegały Legiony, a nawet nonszalancko traktują historię I wojny światowej, w której brały udział. Pomijanie szerszego tła wydarzeń prowadzi do utraty świadomości historycznej.
Jeśli mowa o stopniu zachowania pamiątek I wojny światowej i Legionów, to moja obserwacja poczyniona w ciągu ostatnich 20 lat skłania do pesymistycznych wniosków. W ostatnich latach nie powstało ani jedno muzeum tematyczne, w którym można by zobaczyć pamiątki z okresu I wojny światowej. Jedyne muzeum związane z Legionami – Oleandry – jest w zasadzie twierdzą chorej wyobraźni kilku osób, gdzie wstęp mają tylko nieliczni, zaś sensowna ekspozycja od dawna nie istnieje.
Krajobraz Polski ulega systematycznemu niszczeniu. Dewastacja, która dawniej wiązała się z rozmyślnym złym traktowaniem schedy legionowej przez władze komunistyczne oraz z brakiem pieniędzy, w ostatnich latach postępuje. Świadomość wartości krajobrazu, przyrody, zabytków techniki i cywilizacji jest w naszym społeczeństwie katastrofalnie niska. Przypływ unijnych pieniędzy dla prowincji i rozwój tzw. infrastruktury spowodował banalizację krajobrazu i zastępowanie skromnej, ale szlachetnej i unikatowej architektury prowincjonalnej przez „centra handlowe” z plastiku i szkła, które przysłoniły to, co było w terenie najbardziej wartościowe. Niszczy się stare budynki i założenia urbanistyczne (ich jedyną winą jest podeszły wiek), ale jednocześnie, by zachować pozory, funduje się tablice „upamiętniające” i pomniki jednego autora. W ten sposób na naszych oczach bezpowrotnie znikają miejsca o ponadczasowej wartości. Śpieszmy się zatem kochać to, co jeszcze nam zostało – tak szybko bowiem odchodzi w niebyt...

Andrzej Zaręba
 DO GÓRY   ID: 40547   A: pl         

WSTECZ


   


Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego
al. Mickiewicza 22, 30-059 Kraków, tel./fax +48 (012) 663-34-66
e-mail: Fundacja CDCN sowiniec@gmail.com lub fundacja.cdcn@gmail.com
Webmaster plok@poczta.fm